Bogdan Arnold – Polski seryjny morderca
Kaliski seryjny morderca był mężczyzną urodzonym 17 lutego 1933 roku w Kaliszu, najstarszym z trójki dzieci. Był synem fabrykanta fortepianów i lutnika. Jego rodzice dbali o dom, więc nikt nie mógł przewidzieć, że zostanie mordercą. Mówił, że ukończył szkołę średnią i zrobił karierę zawodową, jednak nie potwierdzały tego żadne dokumenty. Jego ojciec natomiast zaprzeczał, że Bogdan miał jakiekolwiek wykształcenie. Jego syn miał również problemy z nauką, o czym również wspominano w sądzie.
Małżeństwa Bogdana Arnolda
Nawiązanie znajomości z kobietami nie jest dla nikogo trudne, wynika z dwóch faktów przytoczonych przez Bogdana Arnolda. W ciągu dziesięciu lat ożenił się trzy razy, a udawało mu się to dzięki stabilności emocjonalnej. Kiedy był samotny, nie miał trudności z nakłonieniem kobiety do towarzyszenia mu w jego mieszkaniu. Często też zmieniał miejsce zamieszkania. To wskazuje, że wcale nie był stabilny emocjonalnie.
Po zamieszkaniu w Katowicach mężczyzna dość szybko ożenił się. Niestety, jego skłonność do agresji i pijaństwo, po siedmiu latach doprowadziły do rozwodu. Jednak i ten związek zakończył się niedługo potem. Mężczyzna przez pewien czas żył jako konkubent z Cecylią S., ale i oni się rozstali.
Niedługo po drugim rozwodzie Bogdan Arnold ponownie się ożenił. Jego wybranką była Weronika C. Niestety, ten związek również nie przetrwał. Po roku rozwiedli się. Jako powód podawano agresję i alkoholizm. Mężczyzna nie był długo samotny. W 1961 roku ożenił się po raz trzeci. Niestety, próby te spełzły na niczym. Powód rozpadu ich związku najlepiej opisuje fragment jej zeznań z 1967.
Zeznania opisujące seryjnego mordercę Bogdana Arnolda
Według zeznań Eugeniusza – Ojca Arnolda, jego syn zawsze był psychopatyczny. Zachowanie jego syna było psychopatyczne i sadystyczne w miarę dorastania, a jego późniejsze małżeństwa tylko udowodniły, że nie dojrzał. Uzależnienie pogłębiało również jego problemy emocjonalne, co tylko je pogarszało. Praca elektryka, którą zdobył w Katowicach, sprawiła, że stał się pracowitym, zdolnym i otwartym facetem. Z powodu problemów z piciem miał niestety problemy w pracy. Z kolei jego sąsiedzi stwierdzili, że Bogdan jako fachowiec zawsze był otwarty na oferowanie swojej pomocy. Mieszkał w apartamentowcu, na drugim piętrze. Ze względu na problemy związane z wynajmem mieszkań, jego mieszkanie zostało przerobione na lokal mieszkalny. Wolny czas spędzał w pubach, gdzie poznał swoją pierwszą ofiarę
Pierwsze morderstwo
W barze Kujawiak w 1966 r. Bogdan siedział przy stoliku i spożywał alkohol, gdy podeszła do niego kobieta z Wołynia – Maria B. i poprosiła o kupienie jej piwa. Po chwili do Bogdana, który siedział przy stoliku i spożywał alkohol, podeszła Maria B., kobieta z Wołynia. Do Bogdana podeszła kobieta z Wołczyna szukająca miejsca na nocleg, po czym zaproponowała mu spacer, a później kolację w swoim domu. Maria B. zaproponowała zaspokojenie Bogdana za 500 złotych. Pobudziła mężczyznę eksponując swoje piersi i uda, a następnie on sięgnął po nią. Gdy Bogdan wyprosił ją z mieszkania, kobieta podarła koszulę i zagroziła, że pójdzie na policję, jeśli nie otrzyma za seks pięciuset złotych. Zanim jednak wyszła, kobieta rozdarła koszulę i powiedziała, że jeśli nie dostanie pieniędzy, to powiadomi policję o gwałcie.
Gdy stanęła przed zakrętem drogi, podbiegł za nią i kopnął ją w kolano, a gdy uklękła zaczął ją dusić trzymając za kark. Morderca został podrapany. Arnold złapał po tym za młotek, który leżał obok i wymierzył swojej ofierze kilka ciosów w głowę. Kiedy jej ciało się osunęło – położył ja na kanapie . Kobieta nie żyła. Zostawił ciało i poszedł do baru. Gdy zorientował się, że ktoś może odkryć jego martwe ciało, schował je w wersalce. Przez trzy dni pił, próbując zapomnieć o zmarłym.
Postanowił, że musi spalić zwłoki, ale kiedy poszedł tego dokonać, odkrył, że nie ma wymaganych warunków, w takim razie postanowił rozciąć brzuch i wypuścić wnętrzności przez otwór kanalizacyjny. Aby zapobiec rozkładowi zwłok, namoczył dziesięć paczek chloru w gorącej wodzie i wlał do niej. Odciął też głowę od zwłok i umieścił ją w garnku z gorącą wodą, który również należał do jego sąsiadki. Kobieta gotowała w nim swoją bieliznę do prania. Włączył elektryczny grzejnik i poszedł do pubu po wódkę. Po powrocie odpalił grzejnik elektryczny i położył się spać. Gdy się obudził, głowica już się gotowała. W końcu Bogdan przykrył wannę ceratą i położył na niej pudła z kanapy.
Ludmiła G.
Akcja rozgrywała się w barze. Tam nastąpiło spotkanie Ludmiły z Arnoldem. Jednak ona również była prostytutką, a seryjny morderca, który wiedział, że nią jest, również zabrał ją na drinka. Podobnie jak jej poprzedniczka, ona również była pracownicą seksualną. Pijany mężczyzna dusił ją ręcznikiem, podarł jej ubranie i związał jej ręce drutem, zanim ją zgwałcił. Ona przeżyła, ale jej oprawca był tak pijany, że bez problemu udało mu się ją udusić. Po śmierci mężczyzny Ludmiła G. uciekła z budynku mieszkalnego. Kobieta nie mogła się wydostać, ponieważ drzwi były zamknięte na klucz.
Niezidentyfikowane ciało
Oprócz ofiary Bogdana Arnolda nie zidentyfikowano jeszcze jednej ofiary. Co do niej, sprawca również zmienił okoliczności zabójstwa. Poznali się w barze „Mazur”, następnie seryjny morderca zaprosił kobietę do swojego mieszkania. Ta zgodziła się z nim pójść. Jak stwierdzono, kobieta poszła z mężczyzną. Nie jest pewne, co działo się dalej. Morderca często zmieniał swoją wersję wydarzeń.
Trzecia ofiara – Niedorozwinięta umysłowo prostytutka
Trzecią ofiarą była Stefania M. – prostytutka, która była upośledzona umysłowo. Okoliczności jej zabójstwa również nie są do końca znane. W nocy mężczyzna obezwładnił prostytutkę, która spędziła z nim całą noc, aż do wyjścia do pracy. Kobieta prosiła go, żeby poszedł do pracy, a on się prześpi, ale ona była senna. Nie posłuchał jej. Arnold oznajmił, że może robić co jej się podoba, nawet jeśli jest niepełnosprawna umysłowo. Gdy wróci, zostanie zwolniona. Miał nadzieję, że go nie okradnie. Upośledzona umysłowo kobieta zaakceptowała jego warunki.
Ostatnie zabójstwo
Jego zbrodnia była inna niż pozostałe. 22 maja 1967 roku Helga S. poszła na dworzec kolejowy w Katowicach i spotkała się z Bogdanem Arnoldem. Zjedli kanapki, wypili wódkę i upili się, po czym poszli spać. Mężczyzna obmyślił podobny schemat z poprzednią ofiarą. Zwabił Helgę S. do swojego mieszkania pod pozorem konieczności opuszczenia go, a następnie zgwałcił i zamordował. Po dwóch dniach gwałtu została uduszona pończochą.
Koniec serii morderstw
Seryjny morderca wiedział, że po czwartej zbrodni nie ma szans na dłuższe przeżycie. W miarę rozkładania się ciał, nie ma gdzie się podziać, nie ma też co z nimi zrobić. Cierpki odór przenikający do mieszkania wystarczy, by wypędzić kogokolwiek, a on sam musi się ewakuować co kilka dni. Możliwe też, że jego sąsiadka złożyła 8 czerwca na posterunku milicji doniesienie o śmierci Arnolda, bo smród był tak silny. Milicjant przybył na miejsce zdarzenia i był zszokowany horrendalnym odorem. Poprosił o pomoc w otwarciu drzwi, ale nie chcąc tego robić, wysłał po straż pożarną do wnętrza budynku. Smród był tak ostry, że strażak musiał założyć maskę gazową. Był tam cały blok mieszkalny wypełniony muchami. W mieszkaniu znajdowały się zwłoki w różnym stanie rozkładu.
Zatrzymanie głównego podejrzanego – Bogdana Arnolda
Głównym podejrzanym – oczywiście – stał się lokator mieszkania, czyli Bogdan Arnold. Morderca wiedział, że jest poszukiwany, ponieważ po powrocie z pracy zauważył tłum ludzi stojących na ulicy przed kamienicą i otwarte okno w swoim mieszkaniu. Postanowił uciec i ukryć się na hołdzie węglowym. Milicjanci szukali go w każdym miejscu, gdzie mógł przebywać, m.in. w pracy, pubach, parkach publicznych, na dworcach. Szukali nawet u rodziny i znajomych, także po melinach i jaskiniach. W województwie katowickim pojawiły się ogłoszenia o poszukiwaniach, a w niektórych miejscach założono blokady. Prasa, radio i telewizja nagłaśniały poszukiwania. 14 czerwca 1967 r. Bogdan Arnold został zatrzymany.
Postawa ludzi mieszkających obok mordercy – Obojętność
Zastanawiająca jest także lekceważąca postawa ludzi, którzy mieli do czynienia z tą sytuacją. Sąsiedzi czuli smród i widzieli roje much. Wszak trwało to już od kilku miesięcy. Jedna z sąsiadek, mieszkająca piętro niżej, stwierdziła nawet, że do jej mieszkania dostawała się dziwna maź, muchy i larwy. Co więcej, kobieta w rozmowie z Bogdanem Arnoldem powiedziała, że zna ten smród, bo pamięta go z czasów wojny.
Wyrok i wykonanie kary śmierci
Podczas procesu seryjny morderca wielokrotnie podkreślał, że jest zdrowy i świadomy tego, co się stało. Psychiatrzy, którzy obserwowali oskarżonego, nie zgadzają się z tym, ponieważ nie wykryto żadnych objawów sugerujących proces psychotyczny. Dodatkowo mężczyzna zaprzeczał wizjom, a jego wypowiedzi nie zawierały elementów urojeniowych. Nie było podejrzeń, że udaje. Po sześciodniowym procesie 9 stycznia 1968 roku mężczyzna przyznał się do winy i został skazany na potrójną karę śmierci i pojedynczą karę dożywocia. Po ponownym rozpatrzeniu sprawy Sąd Najwyższy zmniejszył wyrok do czterokrotnej kary śmierci. 16 grudnia 1968 roku został stracony.